W świecie, gdzie technologia rozwija się w zawrotnym tempie, zapominamy często o tych, którzy nie mają do niej dostępu. Aleksander Baraniecki, wolontariusz Fundacji Uwolnij Złomka w każdym tygodniu poświęca swój czas i umiejętności, by dawać drugie życie starym komputerom, które trafiają później do potrzebujących.
Pomysł stworzenia Fundacji Uwolnij Złomka narodził się w marcu 2020 roku, kiedy pandemia COVID-19 zmusiła szkoły do przejścia na nauczanie zdalne. Jan Górski, inicjator projektu, zauważył wtedy, jak wielu uczniów nie ma dostępu do podstawowego narzędzia edukacyjnego – komputera. Pierwsza akcja, w ramach której przekazano 20 laptopów, spotkała się z ogromnym odzewem – zgłosiło się aż 200 potrzebujących rodzin. Fundacja Uwolnij Złomka przekazała już ponad 4000 komputerów dzieciom i rodzinom w trudnej sytuacji.
Fundacja nie tylko dba o aspekt społeczny, ale również środowiskowy – przedłużając życie sprzętu, ogranicza ilość elektroodpadów i zmniejsza ślad węglowy. Wbrew pozorom, produkcja nowego sprzętu komputerowego niesie za sobą ogromne koszty ekologiczne. Stworzenie jednego laptopa pochłania aż 2,5 tony surowców, generuje 380 kg dwutlenku węgla i zużywa aż 190 tysięcy litrów wody – to tyle, ile przeciętna osoba zużywa w ciągu kilku miesięcy. Jeśli laptop zamiast 4 lat posłuży 6 lat, daje to szansę na zmniejszenie emisji CO2 nawet o milion ton rocznie w skali całego kraju. Działania fundacji opierają się na ogromnym zaangażowaniu wolontariuszy – to oni czyszczą, testują i modernizują komputery, instalując niezbędne oprogramowanie. Fundacja zaangażowała ponad 400 wolontariuszy i wolontariuszek, działa nieprzerwanie od ponad czterech lat i realnie zmniejsza cyfrowe nierówności w Polsce.
By lepiej zrozumieć, jak wygląda praca fundacji „od środka”, zaprosiłam do rozmowy Aleksandra Baranieckiego, wolontariusza, który opowie Wam, jak można realizować się wolontariacko w Fundacji, co daje mu największą satysfakcję i dlaczego warto oddać nieużywany komputer zamiast trzymać go w szafie.
Czym zajmujesz się na co dzień, czym się interesujesz?
Aleksander Baraniecki: Nazywam się Aleksander Baraniecki, na co dzień pracuję w IT, w niemieckiej firmie farmaceutycznej. Interesuję się komputerami. Mam jeszcze dodatkowe zainteresowania. Przez kilka lat pracowałem w gastronomii, byłem barmanem, więc od czasu do czasu zdarza mi się jeszcze pojawić gdzieś na barze w Warszawie.
Czyli wolontariat w Fundacji Uwolnij Złomka nie jest przypadkowy?
A.B.: Wolontariat nie jest przypadkowy. Do Fundacji Uwolnij Złomka trafiłem w trakcie pandemii. To całkiem zabawna historia, bo wiąże się trochę z moją mamą. Moja mama jest nauczycielką matematyki w podkarpackiej wiosce i podczas pandemii okazało się, że są tam dzieciaki bez komputerów. Mając więcej wolnego czasu, skrzyknąłem kilku znajomych i udało nam się zebrać trochę komputerów — trochę dzięki social mediom, po prostu jakoś się to rozeszło. Zebrałem komputery, część udało mi się naprawić i przekazałem je bezpośrednio potrzebującym osobom. Wszyscy przeszli na nauczanie zdalne, a sytuacja była, jaka była. Zostało mi trochę komputerów, których nie mogłem naprawić — albo brakowało części, albo naprawa byłaby zbyt długa i bez sensu, bo sprzęt nie był nowy. I wtedy właśnie, przez znajomych, dowiedziałem się, że istnieje taka fundacja jak Uwolnij Złomka, która też się tym zajmuje. Chciałem przekazać im te komputery, których nie mogłem naprawić, żeby mogli wykorzystać części. Skorzystali — a ja zostałem.
Czyli na początku zacząłeś działać na własną rękę?
A.B.: Tak, a teraz już działam w ramach fundacji. Już od kilku lat z przerwami, ale powiedzmy, że trafiłem tam cztery lata temu i do dziś jestem.
To jest wolontariat stały, czy to są jakieś akcje cykliczne?
A.B.: Staram się być raz w tygodniu, żeby ponaprawiać komputery, plus uczestniczę w dodatkowych akcjach, które organizujemy.
Opowiedz proszę szerzej o działalności fundacji.
A.B.: Z mojej perspektywy — bo działalność fundacji może być znacznie szersza— pomagamy instytucjom albo bezpośrednio rodzinom. Walczymy z wykluczeniem cyfrowym, dostarczamy komputery tam, gdzie są potrzebne. Organizujemy też warsztaty dla dzieciaków. Czasem uczelnia, w której działamy, udostępnia nam dodatkową przestrzeń na warsztaty, gdzie dzieci mogą się czegoś nauczyć. Organizujemy też akcje, w ramach których można przynieść swój komputer i jeśli to możliwe, naprawiamy go za darmo.
A jakie są Twoje główne zadania w ramach wolontariatu? Czym Ty się zajmujesz?
A.B.: Naprawa komputerów — nieustannie.
Naprawa, ale też prowadzisz warsztaty?
A.B.: Jeśli chodzi o warsztaty, to jest praca zespołowa. Kilku wolontariuszy ma swoje stanowiska — czasem się nimi zamieniamy. Pokazujemy, jak wygląda proces przygotowywania komputerów: jedna osoba kopiuje dyski, przygotowuje obrazy systemów, które później instalujemy. Ktoś inny czyści sprzęt, sprawdza, czy działa, testuje komputer, który ma trafić do odbiorcy — instytucji, fundacji albo rodziny.
A zostało Ci szczególnie w pamięci jakieś przekazanie sprzętu?
A.B.: My nie zajmujemy się bezpośrednim przekazywaniem. Ze względu na strukturę i kwestie prawne — to zazwyczaj wypożyczenia, nie przekazania — są osoby odpowiedzialne za kontakt z rodziną, która np. wypełni formularz. One zajmują się wysyłką czy organizacją całego procesu. Jednym z ostatnich dużych przedsięwzięć była pomoc szkole ukraińskiej na ul. Terespolskiej. Pomagaliśmy w organizacji ukraińskich matur czy egzaminów. Dzięki naszym działaniom 849 osób miało możliwość podejścia do egzaminu. Przygotowaliśmy ponad 120 laptopów, które dostarczyliśmy do szkoły. Przez pewien czas wspieraliśmy działania na miejscu technicznie — koordynowaliśmy je i zapewnialiśmy stabilność łącza. Całość odbywała się online, więc przygotowaliśmy też backup, gdyby coś poszło nie tak, żeby można było się przełączyć.
Mówiłeś, że wszystko zaczęło się w COVID-zie — jak wtedy wyglądała działalność?
A.B.: Moje zadania wyglądały tak samo. W COVID-zie było zdecydowanie bardziej pusto w Złomiarni, bo mniej osób przychodziło. Teraz jest bardziej żywo — przychodzą dzieciaki, które chcą się czegoś nauczyć albo odbywają wolontariat szkolny. Czasem jest nawet tłoczno w tej małej przestrzeni zastawionej komputerami. W Złomiarni są tylko wąskie przejścia, żeby dało się usiąść na krześle — cała reszta zawalona sprzętem.
Pracujesz w IT, masz wiedzę techniczną. A co jeśli ktoś chce przyjść, ale nie ma doświadczenia?
A.B.: Zawsze jest osoba prowadząca wolontariat, która organizuje zadania, pokazuje, tłumaczy — czy to Beata, czy któryś z bardziej doświadczonych wolontariuszy. Wolontariat odbywa się zwykle dwa razy w tygodniu po południu. Jesteśmy otwarci 3–4 godziny. Każdy może przyjść. Jeśli ktoś jest nietechniczny, też mamy dla niego zadania — czyszczenie komputerów, pakowanie, sprawdzanie według checklisty, np. czy działa dźwięk, ekran, klawiatura. Tak jak mówiłem, dużo dzieciaków przychodzi, czy to z własnej woli, czy to ze względu na punkty za wolontariat do szkoły. No i też czasem wykonują takie prace jak np. wczoraj - wczoraj byłem w złomiarni, młodzi akurat zmieniali pasty termoprzewodzące na procesorach, więc im pokazaliśmy cały proces. To nie jest rocket science (skomplikowane), więc spokojnie można sobie poradzić. Wystarczy odrobinę zdolności manualnych, a przez cały proces oczywiście pomagamy przejść, jeżeli ktoś ma oczywiście ochotę.
Wspomniałeś o "punktowcach" — osobach, które odbywają wolontariat dla uzyskania punktów do szkoły. Czy ktoś z nich został na dłużej?
A.B.: Wydaje mi się, że tak, przynajmniej z mojej wiedzy, Wydaje mi się, że ci ludzie wracają, ale z inną nieregularnością. Widuje się te same twarze nawet już po tym okresie, który był od nich "wymagany". Ze względu na to, że panuje tam przyjazna atmosfera i można przyjść, czegoś się nauczyć. Jeżeli cię to tak naprawdę kręci, jeżeli cię to interesuje, to zawsze czegoś nowego można się dowiedzieć. Jest kilku zdecydowanie mądrzejszych ode mnie ludzi tam, którzy też się zajmują komputerami, jak na przykład Adam, który jest absolutnie the best i naprawdę od niego zawsze można się czegoś nowego dowiedzieć.
Działasz od kilku lat, co Cię motywuje, że nadal tam jesteś?
A.B.: To kwestia przyzwyczajenia. Już mam w głowie zapisane, że od lat staram się przychodzić, organizować coś. To dla mnie naturalne. Nie potrzebuję specjalnej motywacji. Jeśli mam przestrzeń w tygodniu — a dzięki pracy mam — to mogę poświęcić 4 godziny. Ostatnio więcej, ze względu na szkołę ukraińską. Ale 4 godziny w tygodniu każdy może wygospodarować. To moja forma pomagania. Często czuję się lepiej sam ze sobą. Zawsze trochę podbudowany człowiek wychodzi — że zrobił coś dobrego, dołożył cegiełkę.
Czyli to forma spędzania wolnego czasu?
A.B.: Można tak powiedzieć. Poza tym to wciąż moje zainteresowania. Zawsze lubiłem to robić, od 12 czy 14 roku życia naprawiałem komputery w różnym stopniu. I nawet po tylu latach traktuję to jako zabawę.
A co Ty zyskujesz dzięki temu?
A.B.: Spotykam się ze sprzętem, którego normalnie bym nie widział — archaicznym, specyficznym. Zyskuję doświadczenie.
Przydało Ci się kiedyś to doświadczenie?
A.B.: Raczej nie. Traktuję to jako hobby. Nie szukam gratyfikacji. Nie robię tego po coś.
Co byś powiedział osobie, która się zastanawia nad wolontariatem, ale nie wie, czy sobie poradzi?
A.B.: Mogę powiedzieć: "Przyjdźcie, mamy pizzę" — to najważniejsze! (śmiech) A tak serio — nauczymy wszystkiego, pokażemy krok po kroku. Nie potrzeba żadnych umiejętności, wystarczy odrobina chęci i cierpliwości. Można się naprawdę dużo nauczyć. Najlepiej przyjść na dzień otwarty i zobaczyć, jak to wygląda — bez stresu. Albo przyjść ze swoim komputerem — sprawdzić, czy możemy go naprawić. To też działania proekologiczne — dajemy drugie życie sprzętowi, który nie trafia na śmietnik. Trafia do potrzebujących i wciąż może służyć. Komputery mające 5 lat nie muszą być śmieciem. Wystarczy trochę je poprawić i nadają się do wielu rzeczy.
Jeśli inicjatywa Fundacji Uwolnij Złomka wydała Ci się ciekawa i sam/a chcesz zaangażować się w działania wolontariackie, napisz wiadomość na Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. lub zgłoś się bezpośrednio przez formularz na stronie fundacji.
Rozmowa: Martyna Jędrysiak
Zdjęcia przekazane przez rozmówcę