Idea wolontariatu ma i miała wielu ambasadorów. Być może zaliczał się do nich także… Adam Mickiewicz? Wszak w balladzie Romantyczność namawiał nas, abyśmy „mieli serce i patrzali w serce”. Gdybyśmy jednak podążali za słowami wieszcza dość dosłownie, to po pierwsze – musielibyśmy stwierdzić, że „wejrzenie w serce” to wyraz romantycznego, czyli niekiedy mało praktycznego podejścia do świata. Po drugie – szybko natrafilibyśmy na opozycję „czucia i wiary” oraz „szkiełka i oka”.

Dzieło poety raczej nie pozostawia złudzeń: nie można połączyć obu tych podejść. Albo kierujemy się sercem, albo rozumem. Myślę jednak, że powinniśmy się postawić wieszczowi i powiedzieć inaczej: w wolontariacie łączenie porywów serca z chłodną analizą to zarówno konieczność, jak i sposób na dobrze zaprojektowane działania społeczne.

Zacznijmy od „czucia i wiary”, bo jedną z najsilniejszych motywacji do podjęcia wolontariatu jest po prostu chęć czynienia dobra. Wolontariusze i wolontariuszki pragną zmieniać świat na lepsze, w wyborze rodzaju aktywności nierzadko podążają za intuicją, a w kontakcie z odbiorcami swoich działań wykazują się ponadprzeciętną empatią. Wszystko to z kolei mocno wiąże się z wewnętrzną hierarchią wartości: osoby zajmujące się wolontariatem decydują się na niego, bo ważna jest dla nich dobroć, bezinteresowność, sprawiedliwość społeczna, rola relacji międzyludzkich. Pragnienie czynienia dobra staje się motorem sprawczości. Czujemy, że chcemy pomóc, i właśnie dzięki temu zyskujemy gotowość i odwagę, aby faktycznie to zrobić. Wolontariusze i wolontariuszki – zwłaszcza ci, którzy zaangażowali się w działania pomocowe w sytuacjach kryzysowych – mówią niekiedy, że ich zachowanie zaskoczyło nawet ich samych. Podkreślają, że nie spodziewali się po sobie, że tak dobrze współpracują w grupie, tak szybko podejmują decyzje czy tak efektywnie działają pod presją czasu.

Wprawdzie wartość motywacji wypływającej z potrzeby serca jest nie do przecenienia, ale pamiętajmy, że każdy kij ma dwa końce. Spontaniczne pragnienie pomocy może skutecznie zapalić wolontariuszy i wolontariuszki do działania, ale aby iskra przerodziła się w trwały płomień, zapewne będzie potrzeba czegoś więcej niż tylko emocji i uczuć. Zresztą krótkotrwałość to tylko jedno z potencjalnych wyzwań – równie dużym może okazać się… nadmiar inicjatywy. Gdy bowiem na wolontariat zgłosi się osoba pełna dobrych chęci, ale nie otrzyma odpowiednich wskazówek, może skierować swoje działania w złą stronę. W takiej sytuacji prędzej czy później zorientuje się, że jej pomoc jest niepotrzebna albo nieskuteczna, co niechybnie poprowadzi ją ku zniechęceniu, a w skrajnym wypadku – do zanegowania wartości działań społecznych. Taki ktoś zapewne już nie powróci do wolontariatu i potwierdzi tezę, że od miłości do nienawiści tylko jeden krok.

I tu właśnie otwiera się przestrzeń dla „szkiełka i oka”, prewencji i strategii – czyli kompleksowego program wolontariatu w organizacji. Zwróćmy uwagę, że idealnie byłoby, aby rolę „mędrca” w naszej opowieści odegrał nie kto inny jak koordynator wolontariatu. To właśnie on może skutecznie wspierać wolontariuszy i wolontariuszki, umiejętnie zarządzać ich potencjałem, rozkładać zasoby w zależności od potrzeb i okoliczności czy pomagać zespołowi urealniać plany. Osoba koordynująca wolontariat powinna również mistrzowsko balansować między podsycaniem zaangażowania a… temperowaniem go, nawet jeśli wydawałoby się to bezduszne. Jako koordynatorzy i koordynatorki musimy sobie regularnie zadawać pytanie, czego chcemy: modelu „intensywnie, ale krótko” czy raczej „regularnie, stabilnie, z perspektywą na dłużej”? Oczywiście jednorazowe akcje i zrywy dobrej woli również pełnią ważną funkcję w wolontariackim ekosystemie, ale gdybyśmy ograniczyli się wyłącznie do nich, nie osiągnęlibyśmy trwałej zmiany społecznej, a naszych ludzi poprowadzilibyśmy prostą drogą do wypalenia. Aby jednak koordynator skutecznie regulował zaangażowanie wolontariuszy i wolontariuszek, potrzebuje nie tylko mieć dobre rozeznanie w sytuacji, lecz także znać swój zespół, trafnie odczytywać panujące w nim nastroje i wiedzieć, jak asertywnie powiedzieć „nie tu”, „nie teraz”, „nie tak dużo”. No i – last but not least – zadbać także o swój dobrostan.

A zatem: serce czy mózg? Wolontariat nie obędzie się ani bez jednego, ani bez drugiego – tak jak nie ma zdrowego organizmu bez tych organów, ściśle współpracujących ze sobą. Swoją drogą, już nawet ta krótka analiza pokazuje, jak wiele kompetencji musi posiadać osoba koordynująca wolontariat. I tu dochodzimy do truizmu, który jednak cały czas warto podkreślać, aby już nikogo nie zaskakiwał: to naprawdę bardzo wymagający zawód, który powinien być odpowiednio doceniany i wynagradzany. Aby dobrze go wykonywać, trzeba nieustannie się doskonalić. Właśnie dlatego warto z zaangażowaniem korzystać z różnych programów rozwojowych, bardzo często dostępnych za darmo. Jeśli płomień wygaśnie w nas samych, bardzo trudno będzie przecież rozpalać i podtrzymywać go w innych ludziach.

Autor: Katarzyna Osior-Szot, Stowarzyszenie Centrum Wolontariatu.


Zapoznajcie się z kompleksową ofertą wsparcia dla wszystkich organizatorów wolontariatu w Warszawie!


Artykuł powstał w ramach oferty wsparcia dla organizatorów wolontariatu, której bezpośrednim realizatorem jest Stowarzyszenie Centrum Wolontariatu. Działanie jest finansowane ze środków miasta stołecznego Warszawy, w ramach realizacji projektu "Ochotnicy warszawscy".